Pocałunek, Francesco Hayez, 1859
"Sztuki trzeba dotknąć. Oczy bardzo nas ograniczają, dominują, czasem nawet nami manipulują. Trochę to tak, jak z czytaniem tytułu obrazu. Dopóki patrzymy na abstrakcję, która nas estetycznie zachwyca, bo barwy nasze, uspokajające, jakiś przyjemny kontrast, bo linia łagodna... jest dobrze. Ale kiedy przeczytamy tytuł "Zmagania z bezsennością" dla wielu z nas obraz stanie się koszmarnymi nocami, gdy pod powiekami przesuwają się obrazy dnia, gdy myśli galopują i nie pozwalają się wyciszyć. Trochę jest tak ze wzrokiem. Dominuje nas, jak tytuły. Ustawia myślenie. Niemożliwe jest wyzwolenie się z patrzenia, to jedna z najmilszych czynności. Ale sztuki trzeba także dotknąć inaczej. Uruchomić wyobraźnię, przemyśleć miękkość namalowanej tkaniny, potrzeć palcami o siebie, jakby dotykało się sukni, kwiatu, twarzy. Poczuć zapach róż, duszący, otaczający nas, osadzający w pięknym i niebezpiecznym otoczeniu. Posmakować w myślach tego kawałka chleba, popić winem z weneckiego naczynia, rozetrzeć na podniebieniu kawałek sera. I posłuchać dźwięków nalewania mleka, brzęczącej muchy i szelestu jedwabiu. Przecież wiemy to wszystko. Dzisiaj jeden z piękniejszych "Pocałunków" w historii sztuki. Francesco Hayez namalował go w 1859 roku na zlecenie księcia Alfonsa Marii Voscinti di Saliceto, który zapisał go w spadku mediolańskiej Pinakotece di Brera. Obraz wisi w ostatniej sali muzeum w otoczeniu innych dzieł Hayeza oraz nawiązujących do jego twórczości współczesnych mu artystów. Zbudowano tam całą historię, którą można samemu sobie opowiadać. Próbowałam to robić mojemu młodszemu synowi, ale po niemal pięciu godzinach (zresztą część spędził w kawiarni uszczuplając moją kartę) był zbyt zmęczony, by ekscytować się moją opowieścią. Ale dotykaliśmy tego fragmentu błękitnego, zimnego jedwabiu, co pewnie dzisiaj, w dobie pandemii, nie jest możliwe. Przypominam sobie ten obraz o poranku i myślę, że niekoniecznie potrzebuję dotykać jedwabiu, mogę to sobie wyobrazić. Mogę sobie wyobrazić, jak stoję naprzeciwko, przechodzę na prawo, żeby zajrzeć w głąb obrazu, gdzie Hayez namalował cień jakiejś postaci. Kto ich tam podgląda i dlaczego ta kobieta jest tak rozpaczliwie poddana, jakby całowała kochanka po raz ostatni? Wygięcie jej ciała to pewnie zamysł estetyczny i taki jest, ale widzę tam też dystans. Ona nie do końca należy do niego. Coś tam sobie zostawiła, nawet w tym średniowieczu kobiety bywały dla siebie. Wiem, że obraz jest także komentarzem politycznym. Barwy są symboliczne, kapelusz jest tu kluczowym elementem. Hayez nawiązywał do weneckich mistrzów, był specjalistą od strojów, pracował dla opery. Jedwab przybywał do Włoch z Chin i był bardzo pożądany. Och, wiele jest opowieści o tym obrazie. Podobno Picasso kiedy odwiedził pinakotekę odważył się dotknąć sukni kobiety, żeby sprawdzić, czy na pewno jest namalowana. Nie wiem, czy to prawda, tak słyszałam od pani kustosz w muzeum. Dla mnie dzisiaj "Pocałunek" to trochę tęsknota za Italią, a trochę za odrębnością. Każdy obraz czuję fizycznie i w każdym szukam siebie. Nie zawsze znajduję, nie zawsze za każdym razem. Wy też tak macie?
Audiodeskrypcja: Na tle kamiennej ściany z łukowato zamkniętym przejściem po lewej i trzema schodami po prawej całująca się para. Kobieta w błękitnej, jedwabnej sukni ukazana tyłem z głową zwróconą ku górze i twarzą z lewego profilu. Lewą ręką obejmuje ramię wyższego od niej mężczyzny w brązowej pelerynie i kapeluszu z małym rondem i dwoma piórkami. Jego głowa pochylona ku kobiecie, usta połączone. Rondo kapelusza zacienia ich twarze. Prawą dłoń mężczyzna czule opiera o policzek kobiety. Palce drugiej dłoni wplecione w jej brązowe, długie włosy"
Anna Cirocka